czwartek, 27 marca 2014

Rozdział 2 - Can you do this?

- Kochanie! Gdzie jesteś? - kryłam się za drzewem śmiejąc się cicho. Miałam wielką nadzieję, że moi rodzice mnie nie znajdą. Taka mała dziewczynka jak ja uwielbiała się chować przed rodzicami.
- Jeśli zaraz nie wyjdziesz to idziemy bez ciebie - usłyszałam głos mojego taty. Nadal siedziałam skulona za drzewem trzymając dłoń przy ustach by powstrzymać śmiech.
Nagle zaczęło robić się ciemno, zaczęłam tracić orientację. Nie miałam pojęcia gdzie jestem i gdzie są moi rodzice. Podniosłam się i rozejrzałam. Nigdzie ich nie było. 
- Mamo? Tato? - szepnęłam cicho przerażona. Biegłam między drzewami sądząc, że znajdę drogę do samochodu. Wszystko robiło się coraz ciemniejsze. Było zimno. Opadłam z sił i upadłam na chłodną ziemię. Zaczęłam cicho płakać nadal wołając rodziców. Gdzie oni byli? Dlaczego mnie zostawili? 
Jakieś szelesty zaczęły dobiegać zza mojej głowy. Odwróciłam się ale nikogo nie było. 
- Mamo! - krzyknęłam przerażona - Mamo! Tato! Wróćcie! - krzyczałam przez łzy - Boję się! - skuliłam się i zaczęłam cofać. Oparłam się plecami o drzewo i schowałam głowę w nogi. Bałam się i to przeraźliwie. Co mam robić? 
Kolejny szelest. 
- Kto tam? - zapytałam cicho. Nagle z krzaków zaczęła wyłaniać się duża ciemna postać. 
Krzyknęłam przerażona. Zbliżała się do mnie. Miała kaptur i była bardzo wysoka i chuda. 
- Pomocy! - krzyczałam bezradnie. Zauważyłam w ciemności uśmiech napastnika. 
- Proszę, nie rób mi nic - płakałam wstając i starając się uciekać. Biegłam przed siebie odwracając się co chwilę. Potknęłam się i upadłam na ziemię. Przewróciłam się na plecy by zobaczyć zakapturzoną postać. Była parę metrów ode mnie. 
W końcu stanęła nade mną. 
- Obiecuję, że nie pożałujesz - zaśmiała się i nachyliła do mnie. Zaczęłam głośno piszczeć gdy usłyszałam dźwięk rozpinanego rozporka. 

- Nie! - krzyknęłam, budząc się i ciężko oddychając. Położyłam dłoń na sercu starając się je uspokoić. Z mojego czoła spływał pot, właściwie z całego mojego ciała. Dosłownie, byłam mokra. 
Wstałam szybko z łóżka i związałam włosy w kok. Zaczęłam chodzić po pokoju nie mogąc się uspokoić. Ocierałam twarz dłońmi i spojrzałam przez okno. 
- Czyli na prawdę jestem w tym psychiatryku - powiedziałam do siebie. Usiadłam na skraju łóżka starając się ustabilizować oddech. 
Wtedy podniosłam głowę i rozejrzałam się po pokoju. Czyli Harry nie był snem. 
Zaczęłam szukać w torbie jakiegoś wygodnego ubrania. Tu było o tyle dobrze, ze mogliśmy nosić własne ubrania. 
Wciągnęłam na siebie legginsy, koszulkę i bluzę. Kolejny raz potarłam twarz dłońmi mając nadzieję, że się rozbudzę. 
Wyszłam powolnym krokiem z pokoju rozglądając się po korytarzu. Spojrzałam na dziewczynę która uderzała głową w ścianę. Zastanawiałam się co jej jest i dlaczego to robi. Czy to jej w czymś pomaga? 
Szłam dalej przyglądając się wszystkiemu bardziej dokładnie niż wczoraj. Zauważyłam, że w większości drzwi nie ma klamek, pomijając pokoje, ale one też nie miały zamków jak cała reszta. Sadzę, ze to dlatego by ktoś sobie nie zrobił krzywdy...ale jak można zrobić sobie krzywdę klamką? Nie mam pojęcia. 
Zauważyłam Margaret. Podeszłam od razu do niej a ona jak zwykle przywitała mnie swoim uśmiechem.
- Witaj Celine, jak się spało? 
- Średnio, miałam koszmar - westchnęłam. 
- Choć ze mną do pokoju dziennego, zaraz będziemy rozdawać leki - skinęłam głową i ruszyłam za nią - Dzisiaj czeka cię pierwsza wizyta u psychiatry, ma na imię Roger i jest bardzo sympatyczny, mimo, że na takiego nie wygląda - zaśmiała się. 
Weszłyśmy do pokoju. Nie wiem dlaczego ale mój wzrok od razu zaczął szukać Harry'ego.
- Margaret? 
- Tak? - odwróciła się do mnie. 
- Na którym piętrze mieszka Harry? - zapytałam.
- Kto? - zmarszczyła brwi zdziwiona. 
- Harry, taki chłopak. Mniej więcej w moim wieku, kręcone włosy, wysoki...- wymieniłam. 
- Oh - westchnęła - Celine, radzę ci, nie przywiązuj się do niego 
- Dlaczego? Wygląda na bardzo miłego, przynajmniej taki dla mnie był - zaczęłam się zastanawiać dlaczego mam się "nie przywiązywać". Niedługo wychodzi? 
- Nie zrozum mnie źle Celine, ale on jest bardzo złym człowiekiem. zrobił bardzo dużo złego, stwarza pozory. Udaje kogoś kim nie jest w pewnym celu - mówiła idąc w stronę okienka z lekami - Po prostu, staraj się nie wchodzić z nim w bliższe relacje - chwyciła tace z kubeczkami i podała mi mój - Zaraz będzie śniadanie. Musisz zjeść całe - uśmiechnęła się i ruszyła do reszty pacjentów. 
Połknęłam moje tabletki popijając je wodą. 
Co miała na myśli mówiąc, że zrobił bardzo dużo złego?
Ruszyłam do stołówki na śniadanie. Jakimś cudem do niej trafiłam. Było pełno ludzi ale na szczęście udało mi się znaleźć jakieś miejsce na uboczu.
Podeszłam do kolejki i czekałam na swoją porcję. Jedzenie nie wyglądało źle ale też nie powalało, ale czego można się spodziewać po szpitalu?

Kiedy skończyłam jeść wstałam z krzesła i ruszyłam wolnym krokiem w stronę pokoju dziennego. Nikogo nie było na korytarzu ani w sali.
Ruszyłam w stronę regałów mając nadzieję, że Harry będzie już tam na mnie czekał. Po drodze rozglądałam się po tytułach książek. "Wichrowe Wzgórza" - uwielbiałam tą książkę. Uśmiechnęłam się pod nosem i doszłam na koniec regałów.
Nie było go. Dlaczego?
Moje usta mimowolnie się rozchyliły. Usiadłam przy filarze i oparłam się o niego podkulając nogi.
Dlaczego nie przyszedł?
Spuściłam głowę i schowałam ją w nogach. Czułam jak łzy zbierają się w moich oczach.
- Kurde, Celine, co ty wyrabiasz? - powiedziałam do siebie i uderzyłam się w czoło.

Siedziałam cały czas w jednym miejscu. Widziałam, że zaczęło się robić już bardzo ciemno. Harry'ego nadal nie było. Zaczęłam rozważać powody dla których nie przyszedł:
a) wyszedł ze szpitala
b) coś mu się stało
c) nie miał ochoty mnie widzieć
d) zapomniał
e) zrobił mi żart
Każda z opcji bolała na dany sposób.
- Nocne leki! - usłyszałam głos kobiety. Podniosłam się i otarłam mokre policzki. Tak, w końcu pękłam i płakałam jakiś czas.
Ruszyłam powolnym krokiem w stronę kolejki i tak jak wczoraj, stanęłam czekając na swoją kolej.

Wróciłam do pokoju i usiadłam na łóżku. Margaret od razu zauważyła, że coś jest nie tak. Pytała ale ja w ogóle nie reagowałam. Powiedziała także, że nie mogę opuszczać wizyt u psychiatry. Na wszystko tylko potakiwałam. Nie miałam ochoty rozmawiać.
Położyłam się na łóżku i patrzyłam w sufit. Cieszyłam się, że znalazłam kogoś kto mnie rozumiał. Kto wiedział jak się czuje.
Nagle usłyszałam jak ktoś wszedł do mojego pokoju. Podniosłam się i przymrużyłam oczy chcąc zobaczyć osobę.
- Hej - usłyszałam cichy niski głos - Wybacz, że nie przyszedłem - Harry.
- Co ty tu robisz?
- Musiałem przeprosić - usiadł obok mnie na łóżku.
- Dlaczego nie przyszedłeś?
- To nie istotne. Pójdziesz gdzieś ze mną?
- Gdzie?
- Spodoba ci się - uśmiechnął się i wyciągnął do mnie rękę. Chwyciłam ją i wstaliśmy z łóżka - Tylko musimy być cicho. Nikt nie może nas zobaczyć
- Dobrze - szłam powoli za nim.
Wyszliśmy na korytarz. Harry trzymał mnie za rękę i prowadził za sobą. Weszliśmy po schodach i stanęliśmy przy metalowych drzwiach.
- Chodź tu - Harry postawił mnie przed sobą i zakrył mi oczy - Żebyś nie podglądała - zaśmiał się a ja razem z nim.
Usłyszałam jak drzwi się otwierają a Harry pcha mnie swoim ciałem do przodu. Czułam jego oddech na swoim karku przez co dostałam gęsiej skórki. Po chwili jego dłonie zsunęły się z moich oczu a mnie owiało zimne powietrze. Byliśmy na dachu z którego było wszystko widać.
- Nie sądziłam, że jesteśmy tak blisko centrum Londynu - szepnęłam.
- Podoba ci się? - spytał patrząc na mnie.
- Jest pięknie - westchnęłam zachwycona i ruszyłam bliżej krawędzi dachu. Usiadłam na murku i spojrzałam na Harry'ego.
Był wpatrzony w miasto i zaciągał się świeżym powietrzem.
- Lubię tu przychodzić - powiedział cicho.
- Nie dziwię ci się - uśmiechnęłam się lekko. Usiadł koło mnie i westchnął cicho - Coś nie tak? - zapytałam.
- Wszystko jest nie tak Celine - odpowiedział a jego twarz przybrała smutnego wyrazu.
- Chcesz pogadać?
- Mogę cię o coś zapytać? - odwrócił się bardziej w moją stronę i spojrzał na mnie.
- Śmiało - skinęłam głową.
- Nadal chcesz umrzeć? - odwróciłam głowę spoglądając na miasto. Zaczęłam się nad tym zastanawiać a kiedy doszłam do pewnego wniosku spojrzałam na niego.
- Tak, sądzę, że tak - skinął głową po czym spuścił wzrok - A co?
- Mówiłem ci już, że czuję jakbyśmy się znali bardzo długo?
- Tak
- Chodzi o to, że chciałem zapytać, czy zrobiłabyś to ze mną - przełknęłam ślinę.
- Co zrobiła? - zapadła między nami cisza. Harry westchnął i spojrzał na mnie.
- Czy zabiłabyś się razem ze mną - powiedział cicho. Widziałam w jego oczach łzy.
- Jak byśmy mieli to zrobić? Nie mamy nawet jak
- Możemy skoczyć lub odkładać tabletki które dostajemy albo zbić lustro - położyłam głowę na jego ramieniu i westchnęłam.
- Jesteś pewny tego, że nie chcesz już żyć?
- Tak, od bardzo długiego czasu. Nie mam sensu życia i nigdy go nie znajdę. Chcę tego najbardziej na świecie, ale boję się samotności. Nie chcę umrzeć sam - skinęłam głową, złapałam jego podbródek i przekręciłam jego głowę w swoją stronę. Przybliżyłam moje usta do jego i delikatnie go pocałowałam. Harry oddał pocałunek zamykając powoli oczy.
- Przepraszam - powiedziałam odsuwając się od jego twarzy
- Za co?
- Za pocałunek - poczułam jego dłoń na swojej szyi i wskazujący palec na brodzie. Zrobił to samo co ja po czym nasze usta kolejny raz się złączył. Oddałam się całkowicie tej chwili. Dawno nie czułam czegoś takiego jak w tym momencie.
Kiedy powoli się od siebie odsunęliśmy patrzyliśmy sobie długą chwilę w oczy.
- Zrobisz to ze mną? - zapytał
- Zrobię.
_____________________________________________
bardzo proszę o komentarze :)

wtorek, 18 marca 2014

Rozdział 1 - Who's that boy?

Moje powieki powoli zaczęły się otwierać. Światło od razu uderzyło w moje oczy przez co skrzywiłam się. Po dłuższej chwili ponownie spróbowałam je otworzyć.
Byłam w jasnym pokoju na którego środku przy ścianie stało łóżko w którym leżałam. Podniosłam się na łokciach i rozejrzałam dokładniej. Wstałam powoli z łóżka przegarniając włosy. Miałam na sobie szpitalną piżamę której materiał nieprzyjemnie drażnił moją skórę.
Podeszła do okna. Rozciągał się za nim widok na coś przypominające park ale ewidentnie nim nie było bo kawałek dalej znajdował się ogromny mur.
Spojrzałam na krzesło na którym leżała znajoma mi torba. Otworzyłam ją. W środku były moje ciuchy, parę książek, artykuły higieniczne i inne rzeczy.
Nagle ktoś zapukał w drzwi wchodząc do mojego pokoju.
- O obudziłaś się już – powiedziała kobieta ubrana w strój pielęgniarki
- Gdzie ja...nie, niech pani powie, że to nie jest psychiatryk
- Przykro mi ale niestety tak – podeszła do mnie i pogłaskała mnie po plecach. W moich oczach zaczęły gromadzić się łzy. Usiadłam na łóżku i zakryłam twarz dłońmi. Poczułam jak materac nieco się ugina co świadczyło, że kobieta usiadła obok mnie.
- Przykro mi, że tu trafiłaś – głaskała mnie po plecach – Jesteśmy tu by ci pomóc kochanie, uwierz. Wszystko się ułoży i niedługo wrócisz do domu – objęła mnie ramionami a ja wtuliłam się w nią – Jestem Margaret, zawsze możesz na mnie polegać – szepnęła i pocałowała mnie w skroń wstając.
- Ja jestem Celine – powiedziałam ocierając oczy wierzchem dłoni.
- Pochodzisz z Francji?
- Tak, dokładnie – uśmiechnęłam się lekko.
- Słychać po twoim akcencie – posłała mi ciepły uśmiech – Ja teraz muszę wracać na dyżur, ale jeśli poczujesz się na siłach, przyjdź do naszego pokoju dziennego. Jeśli nie będziesz miała ochoty to przyniosę ci leki osobiście – zapisała coś w notesie i wyszła.
Siedziałam bez ruchu na łóżku spoglądając w okno. Na prawdę nie chciałam tu być, ale skoro tak ma być i skoro ma mi to pomóc to dam radę. Dla rodziców.
Wstałam i podeszłam do mojej torby wyciągając z niej mój duży rozpinany sweter. Założyłam go i wsunęłam tomsy które także znalazłam w torbie. Związałam włosy gumką w kitkę i powoli podeszłam do drzwi. Chciałam nacisnąć klamkę ale szczerze? Bałam się. Miałam nadzieję, że nie zobaczę ludzi obłąkanych. Uderzających głową o ścianę itp. ale zdawałam sobie sprawę, że takie miejsca są głównie dla nich przeznaczone.
Powoli nacisnęłam klamkę i wychyliłam głowę, następnie wychodząc na korytarz.
Oplotłam się bardziej swetrem idąc do źródła głosów.
Spojrzałam przez szybę – pokój był wypełniony ludźmi. Pielęgniarkami i chorymi...chyba tak można ich nazwać. Weszłam niepewnie do środka i zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu w nadziei, że zobaczę sympatyczną twarz Margaret.
Ucieszyłam się gdy tak się stało. Opierała się przy krześle jakiegoś chłopaka który wyglądał na młodszego ode mnie i pomagała mu układać puzzle. Sądzę, że był opóźniony w rozwoju.
Podeszłam powoli do niej. Od razu wyprostowała się patrząc na mnie i znowu posłała mi ciepły uśmiech.
- Witaj Celine. Chodź ze mną, dam ci leki – położyła rękę na moim ramieniu i poprowadziła mnie do stolika na którym stała taca z małymi kubeczkami w których były tabletki – Słuchaj mnie teraz kochanie. Musisz brać wszystkie tabletki, wtedy kiedy będziemy ci je przynosić, dobrze? - kiwnęłam głową i chwyciłam kubeczek który mi podała a następnie szklankę z wodą. Stała przede mną, a ja przez chwile spoglądałam na pigułki. Potem połknęłam każdą z nich i oddałam jej pojemniczek i postawiłam szklankę na stoliku.
- Teraz usiądź sobie gdzieś. Możesz poczytać jakąś książkę, albo skorzystać z internetu, albo pooglądać telewizje – wskazała ręką na wszystko co wymieniała. Kiwnęłam głową i spojrzałam jak wychodzi z pokoju.
Splotłam nieśmiało ręce na klatce piersiowej i rozejrzałam się szukając jakiegoś przytulnego i odosobnionego miejsca.
Podeszłam do regału z książkami i zaczęłam szukać jakiejś ciekawej, którą mogłabym się zainteresować. Przesuwałam palcami po tytułach ale nie mogłam znaleźć nic co zanosiłoby się na interesującą książkę.
Ruszyłam do półek które znajdowały się nieco dalej i głębiej w sali. Weszłam w ostatni regał. Było tu cicho zważając na to jaki harmider panował parę kroków stąd.
Zaczęłam śledzić napisy na książkach przesuwając ręką po ich grzbietach.
Nagle potknęłam się o coś i uderzyłam mocno o ziemię.
- Kurwa – zaklęłam masując głowę i usiadłam podkulając nogi.
- Przepraszam, coś ci się stało? - usłyszałam ochrypnięty i niski głos. Podniosłam wzrok i zobaczyłam bruneta w lekko kręconych włosach. Zmarszczyłam brwi i obserwowałam go.
- Co ci wpadło do głowy żeby trzymać tu nogi? - warknęłam.
- Przepraszam, nikt tu zazwyczaj nie przychodzi – rzucił książkę na ziemię i wstał podając mi rękę. Chwyciłam jego lekturę i przetarłam ręką jej okładkę spoglądając na tytuł - „Save Me”. Zmarszczyłam nieco brwi i spojrzałam na niego. Cały czas stał w tej samej pozycji.
- Szanuj książki, zasługują na to – podniosłam się i jeszcze chwile wpatrywałam się w tytuł. Spojrzałam na tylną część czytając krótki opis. Pokręciłam głową z uznaniem i wróciłam wzrokiem do jego twarzy – Masz dobry gust literacki – uśmiechnęłam się i oddałam mu jego własność – Też ją mam – uśmiechnęłam się lekko.
- Jestem Harry – spojrzał mi w oczy a mnie przebiegł przyjemny dreszcz – Jesteś tu nowa prawda? - zaśmiał się.
- To widać?
- Nie, ale nie widziałem cię wcześniej a znam tu raczej każdego. Z czasem się poznało – potarł ręką książkę.
- Ja jestem Celine
- Francuzka?
- Zgaduję, że wywnioskowałeś po moim akcencie?
- Tak, dokładnie
- Zgadłeś, jestem z Francji – spojrzałam na niego jak powoli usiadł na swoje wcześniejsze miejsce i poklepał miejsce na ziemi obok siebie.
- Usiadłam powoli obok niego i podkuliłam nogi.
- Lubisz czytać? - zapytał spoglądając na mnie.
- Tak – kiwnęłam głową – Szczególnie książki tego typu – popukałam palcem w okładkę.
- To moja ulubiona zaraz po „I Back For You” - zaśmiałam się.
- Szczerze? Nie spotkałam jeszcze chłopaka który lubiłby czytać a szczególnie książki Musso.
- No widzisz, jestem wyjątkiem z tego wynika – spojrzał na mnie a ja spuściłam wzrok czując, że zaczynam się rumienić. Nawet nie wiem dlaczego. Poczułam jak jego palec dotyka mojego policzka.
- Zawstydziłem cię? - uśmiechnął się. Pokręciłam przecząco głową chowając ją w rękach po czym wzięłam głęboki oddech i wypuściłam powietrze z ust – Czemu tu trafiłaś? Nie
wyglądasz na osobę chorą psychicznie.
- Ty też nie
- Nie zmieniaj tematu - warknął -  to znaczy, powiedź jeśli chcesz – westchnęłam i położyłam ręce na kolanach.
- Próbowałam się zabić – Harry patrzył na mnie niespokojnym wzrokiem który dokładnie na sobie czułam.
- Dlaczego chciałaś to zrobić?
- Nie wiem – wzruszyłam ramionami – Sądzę, że miałam dość tego, że dzieciaki ze szkoły się ze mnie naśmiewały. Dość codzienności...samotności – spojrzałam w górę.
Poczułam jak ramiona Harry'ego oplatają moje i wtulił się w moją szyję.
- Dokładnie wiem co to znaczy być samotnym – szepnął
Wtuliłam się w niego i oplotłam jego szyję.
Pierwszy raz poczułam, że nie jestem tu tak bardzo sama. Mimo, że poznałam go parę minut temu, mimo że jedyne co o nim wiem to to, że ma na imię Harry i uwielbia te same książki co ja. Czułam, że mnie rozumie. Pierwszy raz w życiu, ktoś rozumiał co kłębiło się w moich myślach.
- A ty dlaczego tu jesteś? - zapytałam odsuwając się od niego
- Z tego samego powodu co ty, tylko ja w inny sposób – wyciągnął ręce pokazując mi blizny po zszytych ranach na wewnętrznych częściach nadgarstków. Przejechałam palcem po nich i spojrzałam na niego.
- Bolało?
- Nie tak bardzo jak to co czuję na co dzień – westchnął i oparł się o filar przy którym siedzieliśmy.
- Dlaczego chciałeś to zrobić?
- Chyba z tego samego powodu co ty. Czułem się samotny i myślałem, że to coś zmieni – widziałam jak ucieka wzrokiem od mojego. Pogłaskałam jego ramię.
***
- I serio sądzisz, że dobrze zrobił?
- Nie, ale chłopak wiedział, czego chciał i nie mogłem mu przeszkodzić. Jestem takiego zdania, że jeśli ktoś dusi się codziennym życiem, to trzeba pozwolić mu odejść.
- Ty się dusiłeś prawda?
- Tak, dokładnie – nie zdawałam sobie sprawy jak długo rozmawialiśmy kiedy zaczęły włączać się lampy a ja spojrzałam na okno.
Siedzieliśmy między dwoma regałami rozmawiając jakbyśmy znali się od bardzo długiego czasu i wymieniając swoje życia między sobą.
- Za 10 sekund krzykną – powiedział Harry i zaczął bezgłośnie odliczać. Kiedy wymówił dziesięć usłyszałam głos jakiejś kobiety która krzyczała : wieczorne leki.
Harry wstał i wyciągnął rękę w moją stronę. Złapałam ją i wstałam. Ruszyłam za nim i po chwili staliśmy w kolejce po leki.
***
- Spotkamy się jutro w tym samym miejscu? - zapytał.
- Tak, bardzo chętnie – uśmiechnęłam się.
- To śpij dobrze – przytulił mnie na pożegnanie. Wtuliłam się w niego uśmiechając się pod nosem i po chwili stanęliśmy twarzą w twarz.
- To papa – pomachał mi odchodząc. Nie odpowiedziałam a jedynie pomachałam.

Weszłam do pokoju i położyłam się w łóżku. Spoglądałam w sufit wzdychając. Czułam się przy nim naprawdę dobrze. Tak jakbyśmy wcale nie byli gdzie jesteśmy. Jest naprawdę miły i uroczy. Uśmiechnęłam się przypominając sobie jego uśmiech i położyłam się na boku. Po czasie, zasnęłam z myślą : znalazłam przyjaciela. Ma na imię Harry...

Prolog.

Szłam poboczem ruchliwej ulicy, pośród mijających mnie samochodów. Mój wzrok skupiony był na moich własnych nogach. Co chwilę poprawiałam ramiączka plecaka, przenosząc jego ciężar z jednego ramienia na drugie. Ciepłe wiosenne powietrze rozwiewało moje ciemne włosy, przez co wpadały na moją twarz. Skręciłam w boczną uliczkę prowadzącą na skróty do parku do którego weszłam po paru minutach.
Szłam przed siebie od czasu do czasu rozglądając się za siebie. Skierowałam się do swojego ulubionego miejsca do którego zawsze uciekałam gdy nie mogłam znaleźć spokoju w samej sobie. Przeskoczyłam po kamieniach na drugą stronę dużego oczka wodnego i usiadłam między drzewami opierając się o jedno z nich. Ściągnęłam plecak z moich pleców i wzdychając głośno, wyciągnęłam z niego mój pamiętnik i długopis. Wyrwałam jedną kartkę i położyłam ją na zarysowanej okładce.
Wiele razy poprawiałam trzymanie długopisu nie wiedząc od czego zacząć. Chciałam napisać wszystko dokładnie, nie pominąć żadnego szczegółu i powodu dla którego chciałam to zrobić.
Odrzuciłam kartkę i długopis na bok i wyciągnęłam paczkę papierosów. Chwyciłam jednego i włożyłam go do ust by po chwili go odpalić. Zaciągnęłam się po czym wypuściłam dym.
Zastanawiałam się co właściwie chcę napisać w tym liście. Przeprosiny? Wytłumaczenie?
Pełno myśli kłębiło się w mojej głowie.
Zaczęłam przypominać sobie chwile szczęścia z mojego dzieciństwa. Te chwile w których byłam naprawdę szczęśliwa a uśmiech na moich ustach był szczery i niewinny. Kiedy wstając rano cieszyłam się na kolejne przygody i cenne lekcje.
Zaśmiałam się pod nosem.
- Byłaś naiwna – powiedziałam sama do siebie kręcąc głową.
Prawda jest taka, że kiedy stajesz się nastolatkiem zaczynasz zauważać, że nie jesteś tak dobry jak każdy zawsze ci wmawiał a świat nie jest tak kolorowy jak ci się zawsze wydawało.
Ten cytat był wyryty na moim sercu jak na kamiennej tabliczce.
Zgasiłam papierosa i znowu chwyciłam długopis i kartkę. Nie wiedziałam czy chcę żeby moje pożegnanie było długie czy krótkie. Czy mój ostatni list ma być długi czy krótki.
- Pieprzyć to – szepnęłam i napisałam dużymi literami na kartce
„PAMIĘTAJCIE, ŻE WAS KOCHAM. PO PROSTU NIE MAM SIŁY CIĄGNĄC MOJEGO BEZSENSOWNEGO ŻYCIA. JEST TO MOJE POŻEGNANIE ALE CHCE ŻEBYŚCIE ZAPAMIĘTALI MNIE JAKO WASZĄ UŚMIECHNIĘTĄ MAŁĄ CÓRECZKĘ. KOCHAM WAS. KOCHAM KOCHAM KOCHAM. DO ZOBACZENIA”
Zgięłam kartkę w pół i wcisnęłam ją do koperty na której było napisane: do rodziców.
Wcisnęłam wszystko do plecaka znowu zarzucając go na plecy i przechodząc tą samą drogę, wyszłam z parku i ruszyłam w kierunku mostu.
Samochody przejeżdżały obok mnie. Zatrzymałam się na środku i rozejrzałam dookoła - nie było nikogo. Wyciągnęłam kopertę z plecaka i położyłam ją na chodniku przyciskając kamieniami które znalazłam obok. Oparłam plecak o barierki i wychyliłam się przez nią.
Samochody pędziły ulicą. Tak jak zawsze.
Przerzuciłam nogi po kolei przez barierkę i stanęłam na skraju mostu. Usłyszałam piski zatrzymujących się samochodów. Odwróciłam głowę by zobaczyć jak ludzie wysiadają z samochodów i zaczyna się robić szum.
Spojrzałam w dół a wiatr rozwiewał moje włosy. Trzymałam się poręczy. Słyszałam za sobą głosy:
„nie skacz proszę” „podaj mi rękę” „wezwijcie pomoc”.
Pokręciłam głową z rozbawieniem i odwróciłam się do nich.
- Nie macie po co wzywać pomocy – uśmiechnęłam się do nich i z powrotem spojrzałam w dół – Mi już nic nie pomoże.
***
- Skarbie, prosimy cię, chodź tu do nas – szlochała moja mama.
- Kochanie, wszystko się ułoży, zapewnimy ci najlepszą pomoc – dodał mój tata.
- Nie! Nic się nie ułoży rozumiecie?! Nie chcę tego ciągnąć! - krzyknęłam – Przepraszam was naprawdę – spojrzałam na nich.
Patrzyłam w dół. Zastanawiałam się dlaczego jeszcze nie skoczyłam. Byłam pewna tego co chcę zrobić. Jedyne czego się bałam to chyba upadku.
Jedna z kobiet z pogotowia zbliżała się do mnie.
- Proszę cię, podaj mi rękę – mówiła spokojnie co chwile zmniejszając dystans między nami – Proszę, spójrz na rodziców jak się martwią. Zrób to dla nich – wyciągnęła do mnie rękę.
Wtedy coś we mnie pękło i szybko przeszłam przez poręcz chwytając jej rękę
- Bardzo dobrze – pogłaskała mnie uspokajająco po plecach. Moi rodzice podbiegli i objęli mnie. Moja mama całowała moje czoło i odgarniała z niego włosy.
- Kochanie, będzie dobrze. Mama jest przy tobie – Wtuliłam się w jej szyję a łzy popłynęły po moich policzkach.
- Przepraszam – szepnęłam przez łzy.
***

Siedziałam w karetce. Lekarz świecił mi latarką w oczy, ale ja kompletnie nie reagowałam. Patrzyłam tępo w jeden punkt. Co chwile poprawiałam koc którym byłam owinięta.
- Tak, zgadzamy się na jej leczenie – usłyszałam głos mojego taty.
- Czyli wyrażają państwo zgodę na zabranie jej do szpitala psychiatrycznego dla młodzieży?
- Tak
Moje oczy nagle się rozszerzyły i wstałam szybko wybiegając z karetki i podbiegłam do rodziców.
- Chcecie mnie wsadzić do psychiatryka! Nie chcę tam jechać tato! - płakałam ciągnąć go błagalnie za rękę.

- Pomogą ci tam skarbie – powiedział i pocałował mnie w czoło. Zaczęłam się wyrywać ratownikom którzy ciągnęli mnie do ambulansu. Wyrywałam się w całej siły, ale byli silniejsi. Poczułam ukłucie i nagły stan błogości. Straciłam siły i poczułam jak moje mięśnie robią się miękkie. Moje powieki zaczęły robić się ciężkie i po chwili kompletnie straciłam świadomość.