Szłam poboczem ruchliwej ulicy, pośród
mijających mnie samochodów. Mój wzrok skupiony był na moich
własnych nogach. Co chwilę poprawiałam ramiączka plecaka,
przenosząc jego ciężar z jednego ramienia na drugie. Ciepłe
wiosenne powietrze rozwiewało moje ciemne włosy, przez co wpadały
na moją twarz. Skręciłam w boczną uliczkę prowadzącą na skróty
do parku do którego weszłam po paru minutach.
Szłam przed siebie od czasu do czasu
rozglądając się za siebie. Skierowałam się do swojego ulubionego
miejsca do którego zawsze uciekałam gdy nie mogłam znaleźć
spokoju w samej sobie. Przeskoczyłam po kamieniach na drugą stronę
dużego oczka wodnego i usiadłam między drzewami opierając się o
jedno z nich. Ściągnęłam plecak z moich pleców i wzdychając
głośno, wyciągnęłam z niego mój pamiętnik i długopis.
Wyrwałam jedną kartkę i położyłam ją na zarysowanej okładce.
Wiele razy poprawiałam trzymanie
długopisu nie wiedząc od czego zacząć. Chciałam napisać
wszystko dokładnie, nie pominąć żadnego szczegółu i powodu dla
którego chciałam to zrobić.
Odrzuciłam kartkę i długopis na bok
i wyciągnęłam paczkę papierosów. Chwyciłam jednego i włożyłam
go do ust by po chwili go odpalić. Zaciągnęłam się po czym
wypuściłam dym.
Zastanawiałam się co właściwie chcę
napisać w tym liście. Przeprosiny? Wytłumaczenie?
Pełno myśli kłębiło się w mojej
głowie.
Zaczęłam przypominać sobie chwile
szczęścia z mojego dzieciństwa. Te chwile w których byłam
naprawdę szczęśliwa a uśmiech na moich ustach był szczery i
niewinny. Kiedy wstając rano cieszyłam się na kolejne przygody i
cenne lekcje.
Zaśmiałam się pod nosem.
- Byłaś naiwna – powiedziałam
sama do siebie kręcąc głową.
Prawda jest taka, że kiedy stajesz się
nastolatkiem zaczynasz zauważać, że nie jesteś tak dobry jak
każdy zawsze ci wmawiał a świat nie jest tak kolorowy jak ci się
zawsze wydawało.
Ten cytat był wyryty na moim sercu jak
na kamiennej tabliczce.
Zgasiłam papierosa i znowu chwyciłam
długopis i kartkę. Nie wiedziałam czy chcę żeby moje pożegnanie
było długie czy krótkie. Czy mój ostatni list ma być długi czy
krótki.
- Pieprzyć to – szepnęłam i
napisałam dużymi literami na kartce
„PAMIĘTAJCIE, ŻE WAS
KOCHAM. PO PROSTU NIE MAM SIŁY CIĄGNĄC MOJEGO BEZSENSOWNEGO ŻYCIA.
JEST TO MOJE POŻEGNANIE ALE CHCE ŻEBYŚCIE ZAPAMIĘTALI MNIE JAKO
WASZĄ UŚMIECHNIĘTĄ MAŁĄ CÓRECZKĘ. KOCHAM WAS. KOCHAM KOCHAM
KOCHAM. DO ZOBACZENIA”
Zgięłam kartkę w pół i
wcisnęłam ją do koperty na której było napisane: do rodziców.
Wcisnęłam wszystko do
plecaka znowu zarzucając go na plecy i przechodząc tą samą drogę,
wyszłam z parku i ruszyłam w kierunku mostu.
Samochody przejeżdżały
obok mnie. Zatrzymałam się na środku i rozejrzałam dookoła - nie
było nikogo. Wyciągnęłam kopertę z plecaka i położyłam ją na
chodniku przyciskając kamieniami które znalazłam obok. Oparłam
plecak o barierki i wychyliłam się przez nią.
Samochody pędziły ulicą.
Tak jak zawsze.
Przerzuciłam nogi po kolei
przez barierkę i stanęłam na skraju mostu. Usłyszałam piski
zatrzymujących się samochodów. Odwróciłam głowę by zobaczyć
jak ludzie wysiadają z samochodów i zaczyna się robić szum.
Spojrzałam w dół a wiatr
rozwiewał moje włosy. Trzymałam się poręczy. Słyszałam za sobą
głosy:
„nie skacz proszę”
„podaj mi rękę” „wezwijcie pomoc”.
Pokręciłam głową z
rozbawieniem i odwróciłam się do nich.
- Nie macie po co wzywać
pomocy – uśmiechnęłam się do nich i z powrotem spojrzałam w
dół – Mi już nic nie pomoże.
***
- Skarbie, prosimy cię,
chodź tu do nas – szlochała moja mama.
- Kochanie, wszystko się
ułoży, zapewnimy ci najlepszą pomoc – dodał mój tata.
- Nie! Nic się nie ułoży
rozumiecie?! Nie chcę tego ciągnąć! - krzyknęłam –
Przepraszam was naprawdę – spojrzałam na nich.
Patrzyłam w dół.
Zastanawiałam się dlaczego jeszcze nie skoczyłam. Byłam pewna
tego co chcę zrobić. Jedyne czego się bałam to chyba upadku.
Jedna z kobiet z pogotowia
zbliżała się do mnie.
- Proszę cię, podaj mi
rękę – mówiła spokojnie co chwile zmniejszając dystans między
nami – Proszę, spójrz na rodziców jak się martwią. Zrób to
dla nich – wyciągnęła do mnie rękę.
Wtedy coś we mnie pękło i
szybko przeszłam przez poręcz chwytając jej rękę
- Bardzo dobrze –
pogłaskała mnie uspokajająco po plecach. Moi rodzice podbiegli i
objęli mnie. Moja mama całowała moje czoło i odgarniała z niego
włosy.
- Kochanie, będzie
dobrze. Mama jest przy tobie – Wtuliłam się w jej szyję a łzy
popłynęły po moich policzkach.
- Przepraszam –
szepnęłam przez łzy.
***
Siedziałam w karetce. Lekarz świecił
mi latarką w oczy, ale ja kompletnie nie reagowałam. Patrzyłam
tępo w jeden punkt. Co chwile poprawiałam koc którym byłam
owinięta.
- Tak, zgadzamy się na jej leczenie
– usłyszałam głos mojego taty.
- Czyli wyrażają państwo zgodę
na zabranie jej do szpitala psychiatrycznego dla młodzieży?
- Tak
Moje oczy nagle się rozszerzyły i
wstałam szybko wybiegając z karetki i podbiegłam do rodziców.
- Chcecie mnie wsadzić do
psychiatryka! Nie chcę tam jechać tato! - płakałam ciągnąć go
błagalnie za rękę.
- Pomogą ci tam skarbie –
powiedział i pocałował mnie w czoło. Zaczęłam się wyrywać
ratownikom którzy ciągnęli mnie do ambulansu. Wyrywałam się w
całej siły, ale byli silniejsi. Poczułam ukłucie i nagły stan
błogości. Straciłam siły i poczułam jak moje mięśnie robią
się miękkie. Moje powieki zaczęły robić się ciężkie i po
chwili kompletnie straciłam świadomość.
Oo własnie trafiłam na tego bloga, świetny! Dopiero prolog a mi się już podoba. Ahh nie będę się rozpisywać, idę czytać dalej! ;**
OdpowiedzUsuń