niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 6 "New Start?"

Obudziłam się i pierwsze co przyszło mi do głowy to zadzwonić do Harry'ego. Chciałam zerwać się z łóżka i pobiec do telefonu ale po chwili zdałam sobie sprawę, że:
1. Nie mam na to siły i ochoty
2. Nie mam pojęcia gdzie znajduję się telefon, czy cokolwiek innego.
Rozważając wszystko jedynym wyjściem było leżeć dalej w łóżku i czekać aż mama przyjdzie. Tak więc zrobiłam. Leżałam i patrzyłam w sufit. Jedyną myślą w mojej głowie był on. Chciałam być obok niego do cholery.
- Mamo! - krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam. Po chwili do mojego pokoju wbiegła zdyszana mama.
- Coś się stało kochanie? Wszystko w porządku? - usiadła i zaczęła sprawdzać moje ręce. Wyrwałam je i zmarszczyłam brwi.
- Tak mamo, wszystko w porządku. Chciałam zapytać gdzie mamy telefon bo nie oddaliście mi mojej komórki.
- Oh, no faktycznie - kiwnęła głową. Przytaknęłam rozglądając się. Mama wyciągnęła z kieszeni mój telefon i podała mi go - Prosze córeczko - pocałowała mnie w czoło i wyszła.
Zwlekłam się z łóżka i stanęłam przed oknem. Widocznie ktoś tak jak i my dopiero co się wprowadza. Na wjeździe stała kobieta uśmiechająca się szeroko do mężczyzny wnoszącego pudła. Rozejrzała się i zauważając mnie pomachała mi. Uśmiechnęłam się niepewnie i odmachałam po czym szybko odeszłam od okna. Usiadłam na łóżku i wybrałam numer do szpitala. Czekałam chwile kiedy usłyszałam w słuchawce głos Margaret.
- Halo?
- Dzień dobry Margaret, tu Celine. Czy mogę poprosić Harry'ego do telefonu?
- Witaj Celine. Niestety Harry'ego już u nas nie ma. Wyszedł dzisiaj z rana - zesztywniałam. Jak to wyszedł? Co ja mam teraz zrobić? Jak ja go znajdę?
- Oh...masz może do niego numer?
- Niestety nie mogę ci go podać Celine
- Ale...Margaret. Proszę dla mnie
- Zadawanie się z nim jest dla ciebie niebezpieczne Celine.
- Nie obchodzi mnie to. Proszę podaj mi jego numer - zapadłą cisza.
- Nie mogę Celine, przepraszam - rozłączyła się. Rzuciłam wściekła telefonem o podłogę. Po chwili ucieszyłam się, że nim się z nim nie stało. Opadłam bezsilnie na łóżko. Co ja teraz zrobię? Nie mam z nim żadnego kontaktu. Stanęłam ponownie przy oknie i spojrzałam na podjeżdżający czarny samochód. Zamarłam.
Wysiadł z niego Harry. Był ubrany na czarno i miał przeciwsłoneczne okulary. Podszedł do kobiety wybiegającej do niego z domu i przytulił ją mocno. Po chwili kiedy kobieta wróciła do domu, rozejrzał się po okolicy i zauważył mnie w oknie. Uśmiechnął się cwaniacko i pomachał mi. Rozszerzyłam mocno oczy i usiadłam szybko na podłodze.
Co to ma być do cholery?! Będzie teraz moim sąsiadem? O cholera jasna.

___________________________________________________________
przepraszam, że rozdział bardzo krótki ale po prostu chciałam coś bardzo szybko dodać. Kochani czy sądzicie, że mam dalej pisać to opowiadanie? Nie jestem przekonana bo z tego co widzę bardzo mało ludzi go czyta. Jeśli moglibyście mi pomóc to proszę udostępniajcie go gdzie możecie, polecajcie znajomym jeśli oczywiście macie chęć mi pomóc. Byłabym ogromnie wdzięczna. Dziękuję bardzo wszystkim z góry. Nikissma

piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział 5 "Goodbye"

Trzeci tydzień w szpitalu. Ja i Harry po tym co wydarzyło się kiedy wrócił zachowujemy się tak jakby tego nie było. Przynajmniej ja. On cały czas dodaje jakieś skojarzenia z tamtym dniem do nawet zwykłego rozpoczęcia rozmowy. Dzisiaj mam wyjść ze szpitala więc nie wiem co z nami będzie dalej. Mam nadzieję, że utrzymamy kontakt.
Siedziałam na moim łóżku czytając książkę. Co jakiś czas spoglądałam to na okno lub na zegar na ścianie. Nagle do mojego pokoju wszedł Harry.
- Hej Celine 
- Hej - uśmiechnęłam się do niego promiennie. 
- To co? Dzisiaj wielki dzień? Który sposób wybieramy? 
- Ale o czym ty mówisz? - zmarszczyłam brwi zdezorientowana. 
- Nie pamiętasz naszej umowy? Obiecałaś, że ty i ja...że się zabijemy. Razem - przełknęłam ciężko ślinę
- Harry...
- Nie mów, że się wycofujesz 
- Nie mogę tego zrobić Harry - pokręciłam przecząco głową - Terapie uświadomiły mi, że życie jest wartościowe i nie można go kończyć gdy nie dajemy rady, a stawić jemu czoło - prychnął i usiadł koło mnie.
- Sądziłem, że jesteś choć odrobinę mądrzejsza i nie dasz się im zmanipulować - tym razem to ja prychnęłam. 
- Może miałeś nadzieję, że dam się tobie zmanipulować co?
- O czym ty do cholery mówisz? - wstał i patrzył na mnie z góry.
- Wiem o tobie Harry...o twojej chorobie. Co robiłeś z innymi osobami. Wiem, że zmuszałeś ich do samobójstw 
- Nikogo kurwa nie zmuszałem! - uderzył pięścią w ścianę. Podskoczyłam przestraszona i usiadłam głębiej na łóżku - Sami tego chcieli a ja im pomogłem! Byłem przy nich kiedy to robili rozumiesz?! - kiwnęłam głową - Oni nie chcieli żyć! Tak jak ja, to po chuj im to utrudniać?!
- Harry, spokojnie - powiedziałam cicho.
- Jestem spokojny - powiedział cicho i usiadł w kącie pokoju. Spojrzałam na niego. Nagle stał się taki mały i bezbronny, jak zagubione dziecko. Wstałam i usiadłam obok niego. Objęłam go powoli a on wtulił głowę w moją szyję
- Przepraszam - szepnął. Kiwnęłam tylko głową. Nie chciałam żeby to wszystko tak się potoczyło. Głaskałam troskliwie jego kark wtulając go w siebie.
- Harry...a co powiesz na to żebyśmy oboje zostali co? Żebyśmy pokochali życie?
- Sądzisz, że potrafiłbym to zrobić?
- Oczywiście, że tak - pocałowałam go w czoło. Chciałam żeby poczuł się lepiej, żeby czuł się potrzebny.
- Nie chcę żebyś odchodził
- A ja nie chcę zostawać tu bez ciebie Celine
- Harry, wyjdziesz stąd parę dni po mnie. Jestem pewna. Wrócisz do domu
- W sumie tęsknię za mamą
- Mamą?
- Oczywiście zastępczą - dodał. Kiwnęłam głową
- Ona na pewno za tobą też tęskni - podniósł głowę i spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami.
- Dziękuję - szepnął i pocałował mój policzek. Uśmiechnęłam się lekko - Czyli dzisiaj wychodzisz?
- Tak, rodzice będą za parę godzin
- Sądzisz, że będziesz o mnie pamiętać i jeszcze kiedyś się spotkamy?
- Chciałabym cię widywać Harry. Codziennie. Być blisko
- Nie chcę być bez ciebie - szepnął
- Dam ci mój numer i kiedy wyjdziesz zadzwonisz do mnie i przyjadę jak tylko szybko będę mogła dobrze? - kiwnął głową i popatrzył mi w oczy. Zrobiła mi się gorąco i przeszły mnie dreszcze. Ten chłopak wywoływał we mnie coś dziwnego.
Nagle wstał z ziemi i podniósł mnie na rękach. Posadził mnie na łóżku i splótł swoje palce z moimi. Przybliżył swoją twarz do mojej opierając czoło o moje.
- Jesteś wyjątkowa Celine - szepnął. Zarumieniłam się lekko a on złożył delikatny pocałunek na moich ustach. Oddałam go nie chcąc zakończyć, było za cudownie. Powoli się ode mnie odsunął nadal trzymając nasze dłonie w uścisku i patrzył na mnie.
- Co cię tak interesuje? - zaśmiałam się cicho.
- Cała ty - pocałował mnie w czoło a ja przymknęłam powieki.

Resztę czasu spędziliśmy między półkami książek. W tym miejscu w którym się poznaliśmy. Ostatni raz spoglądałam na wszystkie książki i na Harry'ego. Nasze dłonie były ze sobą splecione. Czułam, że nie chce żebym odchodziłam. Ja coraz bardziej też nie chciałam.
W końcu usłyszałam głos Margaret wołający moje imię. Spojrzeliśmy na siebie.
- Czyli musisz iść? - zapytał łamiącym się głosem. Kiwnęłam tylko głową i spuściłam wzrok. Harry uniósł moją głowę za podbródek. Delikatnie mnie pocałował.
- Do zobaczenia prawda?
- Do zobaczenia - uśmiechnęłam się słabo i ponownie go pocałowałam. Powoli puściliśmy swoje dłonie i odeszłam. Zobaczyłam twarze moich rodziców uśmiechnięte na mój widok, oczywiście odwzajemniłam ten uśmiech. Podeszłam do nich i przytuliłam się.
- Tęskniliśmy rybko - szepnął tata.
- Ja też tęskniłam - odwróciłam głowę i zobaczyłam Harry'ego patrzącego na nas. Spuściłam głowę przypominając sobie ile on przeszedł ze swoimi rodzicami.
Wzięłam swoją torbę i po wszystkich formalnościach w końcu wyszłam na wolność. Było to uczucie nie do opisania. Radość i smutek za razem. Wsiadłam do samochodu i spojrzałam w okno. Harry w nim stał i wpatrywał się we mnie. Pomachałam mu a on lekko się uśmiechnął i odmachał mi.

Po czasie byłam w nowym domu.
- Nie wiedziałam, że się przeprowadzamy
- Uznaliśmy, że po tym co się stało, to będzie dla ciebie lepsze - powiedziała mała. Wysiadłam z samochodu i weszliśmy do środka. Teraz chciałam tylko położyć się do łóżka i zasnąć. Mama zaprowadziła mnie do mojego pokoju. Był cały biały, na środku stało łóżko.
- Na razie tylko tyle
- Dobrze mamo. Teraz chcę po prostu spać - Mama kiwnęła głową i pocałowała mnie w czoło wychodząc. Westchnęłam i postawiłam torbę na ziemi. Wyciągnęłam piżamę przebierając się w nią i weszłam pod kołdrę. Myślałam o Harry'm. Co z nim. Chciałabym żeby był teraz obok, żeby mnie przytulił. Nie chciałam się czuć tak samotna jak teraz. Wtuliłam się w poduszkę i po czasie zasnęłam.


_____________________________________________
dziękuję bardzo za wszystkie komentarze. Jeśli macie ochotę to piszcie do mnie na twitterze @demixperry
na pewno będę odpisywała na każde pytania itp. Bardzo proszę o komentarze bo dzięki nim wiem co sądzicie o rozdziałach. Jeśli chcecie być powiadamiani na tt to napiszcie w komentarzu :) 

czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział 4 "What's happening?"

Jestem już tydzień w szpitalu. Ordynator powiedział, że za parę dni powinnam wyjść. Harry'ego nadal nie widziałam. Siedziałam teraz w swoim pokoju i patrzyłam w okno. Kraty nieco brzydziły widok za oknem, no ale cóż poradzę. Pogoda była cudowna. Na spacerze byliśmy z rana. Szczerze to spacery przez przebywanie w takim miejscu stają się bardziej wartościowe niż cokolwiek innego.
Życie na oddziale to taka monotonia. Ktoś przychodzi, ktoś odchodzi. Mamy teraz sporą ilość narkomanów na oddziale. Śmieszne jest to, że sporo część z nich ma mniej niż 15 lat. Szczerze im współczuję. 
Codziennie chodzę na terapie i rozmowy z doktorem Roger'em. Mimo jego wyglądu i ciągłej przygnębionej miny, na rozmowach staje się innym człowiekiem który bardzo dobrze rozumie psychikę młodego człowieka. No mimo wszystko mam tylko 17 lat. 
Co do Harry'ego...nie widać go. Rozmawiałam z Margaret dużo na jego temat. Zabierała mnie do gabinetu i w tajemnicy pozwalała czytać jego kartę. Gdy ktoś wchodził tłumaczyła, że pomagam jej w porządkach. Harry przyczynił się do wielu samobójstw, a każde z nich było tak samo wykonane. Ktoś się zabijał, w pobliżu był Harry. Ktoś pociął się lub robił sobie krzywdę, w pobliżu był on. Staram się do dziś pojąć jego logikę i tok myślenia ale nie potrafię. Nie wiem jak może sprawiać mu przyjemność, cierpienie innych. 
Margaret starała się mi to tłumaczyć. Podobno gdy był mały był katowany przez ojca i matkę. Miał rozbijane butelki na głowie, był bity kablem itp. Potem zabrano go do rodziny zastępczej i chodząc do szkoły, dzieci  wyśmiewały go z powodu jego blizn. Zamykał się w sobie i okaleczał. Od 12 roku życia do 20 był w tym szpitalu 7 razy. Parę za napady schizofrenii i manie na punkcie porządku i ustawiania przedmiotów w prostej linii. Widocznie jego rodzice zastępczy mieli z nim spore kłopoty. Codziennie zastanawiałam się gdzie teraz jest. Czy wyszedł na stałe, albo na przepustkę.
Nagle z moich przemyśleń wybiło mnie pukanie do drzwi. Poprawiłam swoje ułożenie na łóżku sądząc, że to jakaś z pielęgniarek.
Zza drzwi wyłoniła się sylwetka Harry'ego. Wyglądał inaczej. Jego loki były przycięte i zagarnięte do tyłu. Jego nogi wydawały się jeszcze szczuplejsze w czarnych rurkach opinających je całkowicie. Miał szarą koszulkę Ramones i trzymał w ręku parę sklepowych toreb. 
- Hej mała - uśmiechnął się widząc jak na niego patrzę. Zmarszczyłam brwi na jego przywitanie. Nigdy tak do mnie nie mówił. 
- Heej - powiedziałam cicho. Nie powiem, strasznie mnie zaskoczył. Nie widziałam go od tak długiego czasu, a tu nagle zjawa się w moim pokoju od tak i to jeszcze wyglądający jak młody bóg.
- Przestań się tak na mnie patrzeć - zaśmiał się - Bo ślina ci poleci - odruchowo sprawdziłam czy na wszelki wypadek już tego nie zrobiłam. Harry postawił torby przy ścianie i usiadł obok mnie na łóżku. 
- Co kupowałeś? 
- Coś dla ciebie - uśmiechnął się i odgarnął kosmyki moich włosów za ucho patrząc na moją twarz - Tęskniłem skarbie - szepnął i po chwili nasze usta się złączyły. Zaskoczona oddałam pocałunek i położyłam dłoń na jego karku. Odsunęliśmy się od siebie kończąc pocałunek serią drobniejszych i musnęliśmy się wargami. Spojrzałam w jego oczy wplatając palce w końcówki jego włosów na karku. 
- Mam ochotę zrobić ci dobrze - wyjęczał w moje usta. Rozszerzyłam oczy. Co?! Czy-czy on właśnie powiedział to co usłyszałam do cholery?
- Co ci się stało?
- Na przepustce nabrałem na ciebie ochoty skarbie 
- Na mnie? 
- Tak, cholernie mnie nakręcasz - Pociągnął moje biodra i nagle leżałam a on wisiał nade mną - Zrobię ci dobrze 
- Nie Harry, ktoś tu wejdzie 
- Nikt o tej porze nie wejdzie, znam ich grafiki - poczułam jak zsuwa moje spodnie - Zrobisz to dla mnie skarbie? Pozwolisz mi? 
- Nie Harry, ja nie chcę 
- Spodoba ci się uwierz mi - szepnął mi do ucha a mnie przeszły dreszcze. O cholera, co ja mam robić? W podświadomości tego chcę, ale ja nigdy nawet się nie masturbowałam. Nie wiem jak to będzie, nie wiem co robić. Boję się, że to zajdzie dalej i stracę swoje dziewictwo w szpitalu psychiatrycznym - Kochanie, mogę? - jego głos działał na mnie jak narkotyk po którym na wszystko się zgadzałam. Kiwnęłam nieśmiało głową przygryzając wargę. Na jego twarzy pojawił się cwany uśmiech. Wyciągnął z kieszeni małą paczuszkę z truskawką na środku i napisem słynnej firmy z prezerwatywami itp. 
- Harry, czy to jest... - zawahałam się. Chcę być dziewicą do cholery! 
- Nie kochanie, to nie prezerwatywa. Dzięki temu będziesz jeszcze słodsza - oblizał usta i pocałował mnie. Powoli zsunął moje spodnie i rzucił je na podłogę, po czym zrobił to samo z bielizną. Szczęście, że wczoraj przyjechała mama z golarką i ogoliłam wszystko co trzeba. 
Harry uśmiechnął się do mnie i rozerwał paczuszkę wyciskając z niej przeźroczysty płyn. Zapachniało truskawką...mmm.
Jego palce dotknęły mnie TAM. Dokładnie tam gdzie dotykałam się tylko podczas kąpieli. Wciągnęłam powietrze a moje nogi zadrżały. 
- Spokojnie kwiatuszku - jego wargi dotknęły mojego biodra podczas gdy dłoń wykonywała koliste ruchy na mojej kobiecości. Jezu co ja robię? Po chwili pocałunku schodziły niżej aż do mego miejsca rozkoszy.
Skręciłam się lekko i zacisnęłam pięść na kołdrze.
- Teraz cię wyliżę malutka - powiedział po czym zatopił we mnie swój język. Jęknęłam a on nagle podniósł na mnie wzrok - A i pamiętaj, musimy być cichutko żebym to dokończył, tak? - kiwnęłam posłusznie głową a on ponownie zaczął robić co robił. Zaczęłam wyginać się z przyjemności starając nie jęczeć. Zagryzałam wargę z całej siły. Poczułam jego palec zataczający kółka po mojej kobiecości. Wplotłam palce w jego loki i poruszałam nimi w wyznaczonym przez niego rytmie.
W moim podbrzuszu zaczęło zbierać się napięcie które tak bardzo chciałam uwolnić i czułam, że to za chwile się stanie.
- Harry - wyszeptałam - podniósł głowę i spojrzał na mnie.
- Wiem kochanie - zaczął poruszać językiem w szybkim tempie. Rozchyliłam bardziej nogi i zwijałam się z rozkoszy. Harry wsunął dłoń pod moją koszulkę i dotknął mojej piersi.
Doszłam jęcząc najciszej jak potrafiłam.
Spojrzałam na niego. Uśmiech na jego twarzy miał inny wyraz niż zwykle.
On sam...był całkiem inny.

niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 3 "He hide the true"

Po spędzeniu czasu z Harrym na dachu, odprowadził mnie do pokoju. Czułam się bardzo dziwnie, jakbym go okłamała co do mojej decyzji.
Zostałam sama w pokoju. Było ciemno i jedyne co widziałam to światła latarni przed szpitalem, wpadające przez okno w moim pokoju. Usiadłam na łóżku, splatając swoje palce. Spoglądałam na nie, nie wiedząc nawet po co, może myślałam, że to jakoś pomoże mi się uspokoić...lub coś w tym stylu.
Położyłam się i przykryłam kołdrą. Było mi dość zimno mimo, że kaloryfery grzały a ja okryłam się jak najszczelniej. Spoglądałam na tykający zegar, wsłuchując się w dźwięki wskazówek poruszających się w równym rytmie.
Pomyślałam o tym co mówił Harry. O tym w jaki sposób możemy się zabić.
- Zbicie lustra i podcięcie żył,
- Połknięcie tabletek,
- Skok z dachu.
Muszę powiedzieć szczerze, że zaczęła patrzeć na każdy przedmiot, myśląc jak mógłby posłużyć jako coś do zabicia się. Wiem, to psychiczne, ale czy ja nie jestem psychiczna? Jestem skoro tu przebywam, tu w szpitalu psychiatrycznym. Tu raczej nie przywożą ludzi zdrowych umysłowo i psychicznie, a raczej ich przeciwieństwa.
Patrzyłam w sufit. Zastanawiałam się nadal o co chodzi Margaret z tym, że Harry jest złym człowiekiem. Jak ktoś o sercu, uśmiechu, oczach anioła, może być zły? Jak ktoś kto w życiu wycierpiał dużo, może robić złe rzeczy? Wiem, że czasem pozory mylą, ale nie Harry. On nie jest zły, to nie jego natura. W jego oczach ewidentnie widzisz dobro, chęć pomocy. Tego nie da się udawać.
Coraz więcej myśli zaprzątało moją głowę. Położyłam swoje chłodne dłonie na czole chcąc je schłodzić. Nie wiem nawet dlaczego stało się ciepłe. Położyłam się na bok i wsunęłam dłonie pod poduszkę układając na niej głowę. Westchnęłam głęboko i zamknęłam oczy. Z chwilą poczułam jak zasypiam.

Obudziłam się przez krzyki. Podniosłam się powoli, pocierając oczy pięściami i rozejrzałam się. Z korytarza dobiegały głosy, ktoś ewidentnie krzyczał. Wsunęłam moje buty i ubrałam bluzę, wiążąc po drodze włosy. Otworzyłam drzwi i wyszłam na hol idąc przed siebie. Głosy były coraz głośniejsze.
Weszłam do pokoju dziennego i zobaczyłam paru pielęgniarzy trzymających Harry'ego za ręce. Szarpał się i krzyczał do innego pacjenta. Podeszłam bliżej niepewnie.
Twarz Harry'ego wyglądała przerażająco. Rozszerzone źrenice, żyły na szyi. Nie wiedziałam co się dzieje. Podeszłam do Margaret i położyłam dłoń na jej ramieniu.
- Co się z nim dzieje? - zapytałam.
- Wybacz Celine, nie mogę teraz rozmawiać - Margaret nabrała jakiejś substancji  w strzykawkę i podeszła do Harry'ego który nadal się szamotał - Przytrzymajcie go - rozkazała, a pielęgniarze zrobili jak powiedziała. Igła wbiła się w żyłę na ręce Harry'ego a on lekko się skrzywił. Przełknęłam ciężko ślinę obserwując wszystko. Po chwili wszyscy odsunęli się od niego a on sam rozejrzał się i poszedł w głąb półek z książkami. Wyglądał jakby wyciągnięto coś z niego, jakby był nie przytomny. Ruszyłam za nim ale poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu. To Margaret.
- Nie powinnaś się do niego zbliżać rozumiesz Celine? Widziałaś co się z nim działo
- Ale o co chodzi? Możesz proszę mi wytłumaczyć? Nic z tego nie rozumiem - jąkałam się
- Proszę Celine, po prostu nie przebywaj z nim tak? Jest w złym stanie psychicznym a każda z osób nowych która go poznała, odeszła od nas
- Jak to odeszła? Wyleczyliście ich?
- Nie koniecznie, odeszli w inny sposób - zmarszczyłam brwi nie wiedząc o co chodzi - Choć ze mną do mojego gabinetu. Jeśli tak bardzo chcesz się dowiedzieć czegoś o Harrym - ruszyłam za Margaret.
Po chwili siedziałyśmy w jej gabinecie. Dostałam herbatę i starałam się zwracać uwagę tylko na mój kubek z którego leciała ciepła para. Zobaczyłam przed sobą papierowe teczki. Odstawiłam kubek na biurko i położyłam je na swoich kolanach.
- To karty ludzi, którzy zaprzyjaźnili się z Harry'm - spojrzałam na nią i wróciłam wzrokiem na papierów. Rozwiązałam teczki i zaczęłam przeglądać.
Samobójstwo - Podcięcie żył
Samobójstwo - Zażycie dużej ilości lekarstw
Samobójstwo - Skok z wysokości
Samobójstwo - Powieszenie
Samobójstwo....
Wszędzie było to słowo. Przełknęłam ciężko ślinę i spojrzałam na Margaret.
- Chcesz powiedzieć, że Harry ma coś z tym wspólnego?
- Sądzisz, że gdyby nie miał, pokazałabym ci to? - spuściłam wzrok. Starałam się to zrozumieć.
- Ale po co on miałby to robić?
- Jest chory psychicznie Celine, jak większość z was, ale on jest wyjątkowy. Jego mózg pracuje inaczej, można powiedzieć, że jak mózg mordercy. Czerpie przyjemność z czyjegoś cierpienia i oglądania śmierci. Wybiera sobie ludzi którzy są tu nowi, namawia ich do samobójstwa, doprowadza do stanu gorszego niż w jakim tu trafili.
- Dobrze, dziękuję, że mi powiedziałaś - wstałam i podałam jej akta. Jakoś nie chciało mi się w to wierzyć. To nie pasowało do Harry'ego - Do zobaczenia - wyszłam z gabinetu i szybko poszłam do swojego pokoju. Zaszyłam się w nim aż do kolacji. Harry'ego nie widziałam cały dzień. Nie znałam numeru jego sali...ale w sumie cieszyłam się, że go nie zobaczyłam. Moje myśli byłyby w jeszcze gorszym stanie

wtorek, 6 maja 2014

przepraszam bardzo, że nic BARDZO dawno nie dodałam. Niestety nie miałam dostępu do internetu i mimo iż napisałam rozdział, nie mogłam go dodać. Przepraszam bardzo i w najbliższych dniach powinien pojawić się rozdział. ♥

sobota, 5 kwietnia 2014

czy ktoś to w ogóle czyta? O.o

wiem, ten post jest bezsensowny, ale pisze to a zastanawiam się czy ktokolwiek to czyta xD
ustawiłam opcje komentarzy anonimowych więc każdy może dodać komentarz bez posiadania konta, więc proszę z tego to o to miejsca wszystkich którzy tu są o jeden komentarz pod tym postem. Chcę po prostu wiedzieć czy jest sens tego ff :)

czwartek, 27 marca 2014

Rozdział 2 - Can you do this?

- Kochanie! Gdzie jesteś? - kryłam się za drzewem śmiejąc się cicho. Miałam wielką nadzieję, że moi rodzice mnie nie znajdą. Taka mała dziewczynka jak ja uwielbiała się chować przed rodzicami.
- Jeśli zaraz nie wyjdziesz to idziemy bez ciebie - usłyszałam głos mojego taty. Nadal siedziałam skulona za drzewem trzymając dłoń przy ustach by powstrzymać śmiech.
Nagle zaczęło robić się ciemno, zaczęłam tracić orientację. Nie miałam pojęcia gdzie jestem i gdzie są moi rodzice. Podniosłam się i rozejrzałam. Nigdzie ich nie było. 
- Mamo? Tato? - szepnęłam cicho przerażona. Biegłam między drzewami sądząc, że znajdę drogę do samochodu. Wszystko robiło się coraz ciemniejsze. Było zimno. Opadłam z sił i upadłam na chłodną ziemię. Zaczęłam cicho płakać nadal wołając rodziców. Gdzie oni byli? Dlaczego mnie zostawili? 
Jakieś szelesty zaczęły dobiegać zza mojej głowy. Odwróciłam się ale nikogo nie było. 
- Mamo! - krzyknęłam przerażona - Mamo! Tato! Wróćcie! - krzyczałam przez łzy - Boję się! - skuliłam się i zaczęłam cofać. Oparłam się plecami o drzewo i schowałam głowę w nogi. Bałam się i to przeraźliwie. Co mam robić? 
Kolejny szelest. 
- Kto tam? - zapytałam cicho. Nagle z krzaków zaczęła wyłaniać się duża ciemna postać. 
Krzyknęłam przerażona. Zbliżała się do mnie. Miała kaptur i była bardzo wysoka i chuda. 
- Pomocy! - krzyczałam bezradnie. Zauważyłam w ciemności uśmiech napastnika. 
- Proszę, nie rób mi nic - płakałam wstając i starając się uciekać. Biegłam przed siebie odwracając się co chwilę. Potknęłam się i upadłam na ziemię. Przewróciłam się na plecy by zobaczyć zakapturzoną postać. Była parę metrów ode mnie. 
W końcu stanęła nade mną. 
- Obiecuję, że nie pożałujesz - zaśmiała się i nachyliła do mnie. Zaczęłam głośno piszczeć gdy usłyszałam dźwięk rozpinanego rozporka. 

- Nie! - krzyknęłam, budząc się i ciężko oddychając. Położyłam dłoń na sercu starając się je uspokoić. Z mojego czoła spływał pot, właściwie z całego mojego ciała. Dosłownie, byłam mokra. 
Wstałam szybko z łóżka i związałam włosy w kok. Zaczęłam chodzić po pokoju nie mogąc się uspokoić. Ocierałam twarz dłońmi i spojrzałam przez okno. 
- Czyli na prawdę jestem w tym psychiatryku - powiedziałam do siebie. Usiadłam na skraju łóżka starając się ustabilizować oddech. 
Wtedy podniosłam głowę i rozejrzałam się po pokoju. Czyli Harry nie był snem. 
Zaczęłam szukać w torbie jakiegoś wygodnego ubrania. Tu było o tyle dobrze, ze mogliśmy nosić własne ubrania. 
Wciągnęłam na siebie legginsy, koszulkę i bluzę. Kolejny raz potarłam twarz dłońmi mając nadzieję, że się rozbudzę. 
Wyszłam powolnym krokiem z pokoju rozglądając się po korytarzu. Spojrzałam na dziewczynę która uderzała głową w ścianę. Zastanawiałam się co jej jest i dlaczego to robi. Czy to jej w czymś pomaga? 
Szłam dalej przyglądając się wszystkiemu bardziej dokładnie niż wczoraj. Zauważyłam, że w większości drzwi nie ma klamek, pomijając pokoje, ale one też nie miały zamków jak cała reszta. Sadzę, ze to dlatego by ktoś sobie nie zrobił krzywdy...ale jak można zrobić sobie krzywdę klamką? Nie mam pojęcia. 
Zauważyłam Margaret. Podeszłam od razu do niej a ona jak zwykle przywitała mnie swoim uśmiechem.
- Witaj Celine, jak się spało? 
- Średnio, miałam koszmar - westchnęłam. 
- Choć ze mną do pokoju dziennego, zaraz będziemy rozdawać leki - skinęłam głową i ruszyłam za nią - Dzisiaj czeka cię pierwsza wizyta u psychiatry, ma na imię Roger i jest bardzo sympatyczny, mimo, że na takiego nie wygląda - zaśmiała się. 
Weszłyśmy do pokoju. Nie wiem dlaczego ale mój wzrok od razu zaczął szukać Harry'ego.
- Margaret? 
- Tak? - odwróciła się do mnie. 
- Na którym piętrze mieszka Harry? - zapytałam.
- Kto? - zmarszczyła brwi zdziwiona. 
- Harry, taki chłopak. Mniej więcej w moim wieku, kręcone włosy, wysoki...- wymieniłam. 
- Oh - westchnęła - Celine, radzę ci, nie przywiązuj się do niego 
- Dlaczego? Wygląda na bardzo miłego, przynajmniej taki dla mnie był - zaczęłam się zastanawiać dlaczego mam się "nie przywiązywać". Niedługo wychodzi? 
- Nie zrozum mnie źle Celine, ale on jest bardzo złym człowiekiem. zrobił bardzo dużo złego, stwarza pozory. Udaje kogoś kim nie jest w pewnym celu - mówiła idąc w stronę okienka z lekami - Po prostu, staraj się nie wchodzić z nim w bliższe relacje - chwyciła tace z kubeczkami i podała mi mój - Zaraz będzie śniadanie. Musisz zjeść całe - uśmiechnęła się i ruszyła do reszty pacjentów. 
Połknęłam moje tabletki popijając je wodą. 
Co miała na myśli mówiąc, że zrobił bardzo dużo złego?
Ruszyłam do stołówki na śniadanie. Jakimś cudem do niej trafiłam. Było pełno ludzi ale na szczęście udało mi się znaleźć jakieś miejsce na uboczu.
Podeszłam do kolejki i czekałam na swoją porcję. Jedzenie nie wyglądało źle ale też nie powalało, ale czego można się spodziewać po szpitalu?

Kiedy skończyłam jeść wstałam z krzesła i ruszyłam wolnym krokiem w stronę pokoju dziennego. Nikogo nie było na korytarzu ani w sali.
Ruszyłam w stronę regałów mając nadzieję, że Harry będzie już tam na mnie czekał. Po drodze rozglądałam się po tytułach książek. "Wichrowe Wzgórza" - uwielbiałam tą książkę. Uśmiechnęłam się pod nosem i doszłam na koniec regałów.
Nie było go. Dlaczego?
Moje usta mimowolnie się rozchyliły. Usiadłam przy filarze i oparłam się o niego podkulając nogi.
Dlaczego nie przyszedł?
Spuściłam głowę i schowałam ją w nogach. Czułam jak łzy zbierają się w moich oczach.
- Kurde, Celine, co ty wyrabiasz? - powiedziałam do siebie i uderzyłam się w czoło.

Siedziałam cały czas w jednym miejscu. Widziałam, że zaczęło się robić już bardzo ciemno. Harry'ego nadal nie było. Zaczęłam rozważać powody dla których nie przyszedł:
a) wyszedł ze szpitala
b) coś mu się stało
c) nie miał ochoty mnie widzieć
d) zapomniał
e) zrobił mi żart
Każda z opcji bolała na dany sposób.
- Nocne leki! - usłyszałam głos kobiety. Podniosłam się i otarłam mokre policzki. Tak, w końcu pękłam i płakałam jakiś czas.
Ruszyłam powolnym krokiem w stronę kolejki i tak jak wczoraj, stanęłam czekając na swoją kolej.

Wróciłam do pokoju i usiadłam na łóżku. Margaret od razu zauważyła, że coś jest nie tak. Pytała ale ja w ogóle nie reagowałam. Powiedziała także, że nie mogę opuszczać wizyt u psychiatry. Na wszystko tylko potakiwałam. Nie miałam ochoty rozmawiać.
Położyłam się na łóżku i patrzyłam w sufit. Cieszyłam się, że znalazłam kogoś kto mnie rozumiał. Kto wiedział jak się czuje.
Nagle usłyszałam jak ktoś wszedł do mojego pokoju. Podniosłam się i przymrużyłam oczy chcąc zobaczyć osobę.
- Hej - usłyszałam cichy niski głos - Wybacz, że nie przyszedłem - Harry.
- Co ty tu robisz?
- Musiałem przeprosić - usiadł obok mnie na łóżku.
- Dlaczego nie przyszedłeś?
- To nie istotne. Pójdziesz gdzieś ze mną?
- Gdzie?
- Spodoba ci się - uśmiechnął się i wyciągnął do mnie rękę. Chwyciłam ją i wstaliśmy z łóżka - Tylko musimy być cicho. Nikt nie może nas zobaczyć
- Dobrze - szłam powoli za nim.
Wyszliśmy na korytarz. Harry trzymał mnie za rękę i prowadził za sobą. Weszliśmy po schodach i stanęliśmy przy metalowych drzwiach.
- Chodź tu - Harry postawił mnie przed sobą i zakrył mi oczy - Żebyś nie podglądała - zaśmiał się a ja razem z nim.
Usłyszałam jak drzwi się otwierają a Harry pcha mnie swoim ciałem do przodu. Czułam jego oddech na swoim karku przez co dostałam gęsiej skórki. Po chwili jego dłonie zsunęły się z moich oczu a mnie owiało zimne powietrze. Byliśmy na dachu z którego było wszystko widać.
- Nie sądziłam, że jesteśmy tak blisko centrum Londynu - szepnęłam.
- Podoba ci się? - spytał patrząc na mnie.
- Jest pięknie - westchnęłam zachwycona i ruszyłam bliżej krawędzi dachu. Usiadłam na murku i spojrzałam na Harry'ego.
Był wpatrzony w miasto i zaciągał się świeżym powietrzem.
- Lubię tu przychodzić - powiedział cicho.
- Nie dziwię ci się - uśmiechnęłam się lekko. Usiadł koło mnie i westchnął cicho - Coś nie tak? - zapytałam.
- Wszystko jest nie tak Celine - odpowiedział a jego twarz przybrała smutnego wyrazu.
- Chcesz pogadać?
- Mogę cię o coś zapytać? - odwrócił się bardziej w moją stronę i spojrzał na mnie.
- Śmiało - skinęłam głową.
- Nadal chcesz umrzeć? - odwróciłam głowę spoglądając na miasto. Zaczęłam się nad tym zastanawiać a kiedy doszłam do pewnego wniosku spojrzałam na niego.
- Tak, sądzę, że tak - skinął głową po czym spuścił wzrok - A co?
- Mówiłem ci już, że czuję jakbyśmy się znali bardzo długo?
- Tak
- Chodzi o to, że chciałem zapytać, czy zrobiłabyś to ze mną - przełknęłam ślinę.
- Co zrobiła? - zapadła między nami cisza. Harry westchnął i spojrzał na mnie.
- Czy zabiłabyś się razem ze mną - powiedział cicho. Widziałam w jego oczach łzy.
- Jak byśmy mieli to zrobić? Nie mamy nawet jak
- Możemy skoczyć lub odkładać tabletki które dostajemy albo zbić lustro - położyłam głowę na jego ramieniu i westchnęłam.
- Jesteś pewny tego, że nie chcesz już żyć?
- Tak, od bardzo długiego czasu. Nie mam sensu życia i nigdy go nie znajdę. Chcę tego najbardziej na świecie, ale boję się samotności. Nie chcę umrzeć sam - skinęłam głową, złapałam jego podbródek i przekręciłam jego głowę w swoją stronę. Przybliżyłam moje usta do jego i delikatnie go pocałowałam. Harry oddał pocałunek zamykając powoli oczy.
- Przepraszam - powiedziałam odsuwając się od jego twarzy
- Za co?
- Za pocałunek - poczułam jego dłoń na swojej szyi i wskazujący palec na brodzie. Zrobił to samo co ja po czym nasze usta kolejny raz się złączył. Oddałam się całkowicie tej chwili. Dawno nie czułam czegoś takiego jak w tym momencie.
Kiedy powoli się od siebie odsunęliśmy patrzyliśmy sobie długą chwilę w oczy.
- Zrobisz to ze mną? - zapytał
- Zrobię.
_____________________________________________
bardzo proszę o komentarze :)

wtorek, 18 marca 2014

Rozdział 1 - Who's that boy?

Moje powieki powoli zaczęły się otwierać. Światło od razu uderzyło w moje oczy przez co skrzywiłam się. Po dłuższej chwili ponownie spróbowałam je otworzyć.
Byłam w jasnym pokoju na którego środku przy ścianie stało łóżko w którym leżałam. Podniosłam się na łokciach i rozejrzałam dokładniej. Wstałam powoli z łóżka przegarniając włosy. Miałam na sobie szpitalną piżamę której materiał nieprzyjemnie drażnił moją skórę.
Podeszła do okna. Rozciągał się za nim widok na coś przypominające park ale ewidentnie nim nie było bo kawałek dalej znajdował się ogromny mur.
Spojrzałam na krzesło na którym leżała znajoma mi torba. Otworzyłam ją. W środku były moje ciuchy, parę książek, artykuły higieniczne i inne rzeczy.
Nagle ktoś zapukał w drzwi wchodząc do mojego pokoju.
- O obudziłaś się już – powiedziała kobieta ubrana w strój pielęgniarki
- Gdzie ja...nie, niech pani powie, że to nie jest psychiatryk
- Przykro mi ale niestety tak – podeszła do mnie i pogłaskała mnie po plecach. W moich oczach zaczęły gromadzić się łzy. Usiadłam na łóżku i zakryłam twarz dłońmi. Poczułam jak materac nieco się ugina co świadczyło, że kobieta usiadła obok mnie.
- Przykro mi, że tu trafiłaś – głaskała mnie po plecach – Jesteśmy tu by ci pomóc kochanie, uwierz. Wszystko się ułoży i niedługo wrócisz do domu – objęła mnie ramionami a ja wtuliłam się w nią – Jestem Margaret, zawsze możesz na mnie polegać – szepnęła i pocałowała mnie w skroń wstając.
- Ja jestem Celine – powiedziałam ocierając oczy wierzchem dłoni.
- Pochodzisz z Francji?
- Tak, dokładnie – uśmiechnęłam się lekko.
- Słychać po twoim akcencie – posłała mi ciepły uśmiech – Ja teraz muszę wracać na dyżur, ale jeśli poczujesz się na siłach, przyjdź do naszego pokoju dziennego. Jeśli nie będziesz miała ochoty to przyniosę ci leki osobiście – zapisała coś w notesie i wyszła.
Siedziałam bez ruchu na łóżku spoglądając w okno. Na prawdę nie chciałam tu być, ale skoro tak ma być i skoro ma mi to pomóc to dam radę. Dla rodziców.
Wstałam i podeszłam do mojej torby wyciągając z niej mój duży rozpinany sweter. Założyłam go i wsunęłam tomsy które także znalazłam w torbie. Związałam włosy gumką w kitkę i powoli podeszłam do drzwi. Chciałam nacisnąć klamkę ale szczerze? Bałam się. Miałam nadzieję, że nie zobaczę ludzi obłąkanych. Uderzających głową o ścianę itp. ale zdawałam sobie sprawę, że takie miejsca są głównie dla nich przeznaczone.
Powoli nacisnęłam klamkę i wychyliłam głowę, następnie wychodząc na korytarz.
Oplotłam się bardziej swetrem idąc do źródła głosów.
Spojrzałam przez szybę – pokój był wypełniony ludźmi. Pielęgniarkami i chorymi...chyba tak można ich nazwać. Weszłam niepewnie do środka i zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu w nadziei, że zobaczę sympatyczną twarz Margaret.
Ucieszyłam się gdy tak się stało. Opierała się przy krześle jakiegoś chłopaka który wyglądał na młodszego ode mnie i pomagała mu układać puzzle. Sądzę, że był opóźniony w rozwoju.
Podeszłam powoli do niej. Od razu wyprostowała się patrząc na mnie i znowu posłała mi ciepły uśmiech.
- Witaj Celine. Chodź ze mną, dam ci leki – położyła rękę na moim ramieniu i poprowadziła mnie do stolika na którym stała taca z małymi kubeczkami w których były tabletki – Słuchaj mnie teraz kochanie. Musisz brać wszystkie tabletki, wtedy kiedy będziemy ci je przynosić, dobrze? - kiwnęłam głową i chwyciłam kubeczek który mi podała a następnie szklankę z wodą. Stała przede mną, a ja przez chwile spoglądałam na pigułki. Potem połknęłam każdą z nich i oddałam jej pojemniczek i postawiłam szklankę na stoliku.
- Teraz usiądź sobie gdzieś. Możesz poczytać jakąś książkę, albo skorzystać z internetu, albo pooglądać telewizje – wskazała ręką na wszystko co wymieniała. Kiwnęłam głową i spojrzałam jak wychodzi z pokoju.
Splotłam nieśmiało ręce na klatce piersiowej i rozejrzałam się szukając jakiegoś przytulnego i odosobnionego miejsca.
Podeszłam do regału z książkami i zaczęłam szukać jakiejś ciekawej, którą mogłabym się zainteresować. Przesuwałam palcami po tytułach ale nie mogłam znaleźć nic co zanosiłoby się na interesującą książkę.
Ruszyłam do półek które znajdowały się nieco dalej i głębiej w sali. Weszłam w ostatni regał. Było tu cicho zważając na to jaki harmider panował parę kroków stąd.
Zaczęłam śledzić napisy na książkach przesuwając ręką po ich grzbietach.
Nagle potknęłam się o coś i uderzyłam mocno o ziemię.
- Kurwa – zaklęłam masując głowę i usiadłam podkulając nogi.
- Przepraszam, coś ci się stało? - usłyszałam ochrypnięty i niski głos. Podniosłam wzrok i zobaczyłam bruneta w lekko kręconych włosach. Zmarszczyłam brwi i obserwowałam go.
- Co ci wpadło do głowy żeby trzymać tu nogi? - warknęłam.
- Przepraszam, nikt tu zazwyczaj nie przychodzi – rzucił książkę na ziemię i wstał podając mi rękę. Chwyciłam jego lekturę i przetarłam ręką jej okładkę spoglądając na tytuł - „Save Me”. Zmarszczyłam nieco brwi i spojrzałam na niego. Cały czas stał w tej samej pozycji.
- Szanuj książki, zasługują na to – podniosłam się i jeszcze chwile wpatrywałam się w tytuł. Spojrzałam na tylną część czytając krótki opis. Pokręciłam głową z uznaniem i wróciłam wzrokiem do jego twarzy – Masz dobry gust literacki – uśmiechnęłam się i oddałam mu jego własność – Też ją mam – uśmiechnęłam się lekko.
- Jestem Harry – spojrzał mi w oczy a mnie przebiegł przyjemny dreszcz – Jesteś tu nowa prawda? - zaśmiał się.
- To widać?
- Nie, ale nie widziałem cię wcześniej a znam tu raczej każdego. Z czasem się poznało – potarł ręką książkę.
- Ja jestem Celine
- Francuzka?
- Zgaduję, że wywnioskowałeś po moim akcencie?
- Tak, dokładnie
- Zgadłeś, jestem z Francji – spojrzałam na niego jak powoli usiadł na swoje wcześniejsze miejsce i poklepał miejsce na ziemi obok siebie.
- Usiadłam powoli obok niego i podkuliłam nogi.
- Lubisz czytać? - zapytał spoglądając na mnie.
- Tak – kiwnęłam głową – Szczególnie książki tego typu – popukałam palcem w okładkę.
- To moja ulubiona zaraz po „I Back For You” - zaśmiałam się.
- Szczerze? Nie spotkałam jeszcze chłopaka który lubiłby czytać a szczególnie książki Musso.
- No widzisz, jestem wyjątkiem z tego wynika – spojrzał na mnie a ja spuściłam wzrok czując, że zaczynam się rumienić. Nawet nie wiem dlaczego. Poczułam jak jego palec dotyka mojego policzka.
- Zawstydziłem cię? - uśmiechnął się. Pokręciłam przecząco głową chowając ją w rękach po czym wzięłam głęboki oddech i wypuściłam powietrze z ust – Czemu tu trafiłaś? Nie
wyglądasz na osobę chorą psychicznie.
- Ty też nie
- Nie zmieniaj tematu - warknął -  to znaczy, powiedź jeśli chcesz – westchnęłam i położyłam ręce na kolanach.
- Próbowałam się zabić – Harry patrzył na mnie niespokojnym wzrokiem który dokładnie na sobie czułam.
- Dlaczego chciałaś to zrobić?
- Nie wiem – wzruszyłam ramionami – Sądzę, że miałam dość tego, że dzieciaki ze szkoły się ze mnie naśmiewały. Dość codzienności...samotności – spojrzałam w górę.
Poczułam jak ramiona Harry'ego oplatają moje i wtulił się w moją szyję.
- Dokładnie wiem co to znaczy być samotnym – szepnął
Wtuliłam się w niego i oplotłam jego szyję.
Pierwszy raz poczułam, że nie jestem tu tak bardzo sama. Mimo, że poznałam go parę minut temu, mimo że jedyne co o nim wiem to to, że ma na imię Harry i uwielbia te same książki co ja. Czułam, że mnie rozumie. Pierwszy raz w życiu, ktoś rozumiał co kłębiło się w moich myślach.
- A ty dlaczego tu jesteś? - zapytałam odsuwając się od niego
- Z tego samego powodu co ty, tylko ja w inny sposób – wyciągnął ręce pokazując mi blizny po zszytych ranach na wewnętrznych częściach nadgarstków. Przejechałam palcem po nich i spojrzałam na niego.
- Bolało?
- Nie tak bardzo jak to co czuję na co dzień – westchnął i oparł się o filar przy którym siedzieliśmy.
- Dlaczego chciałeś to zrobić?
- Chyba z tego samego powodu co ty. Czułem się samotny i myślałem, że to coś zmieni – widziałam jak ucieka wzrokiem od mojego. Pogłaskałam jego ramię.
***
- I serio sądzisz, że dobrze zrobił?
- Nie, ale chłopak wiedział, czego chciał i nie mogłem mu przeszkodzić. Jestem takiego zdania, że jeśli ktoś dusi się codziennym życiem, to trzeba pozwolić mu odejść.
- Ty się dusiłeś prawda?
- Tak, dokładnie – nie zdawałam sobie sprawy jak długo rozmawialiśmy kiedy zaczęły włączać się lampy a ja spojrzałam na okno.
Siedzieliśmy między dwoma regałami rozmawiając jakbyśmy znali się od bardzo długiego czasu i wymieniając swoje życia między sobą.
- Za 10 sekund krzykną – powiedział Harry i zaczął bezgłośnie odliczać. Kiedy wymówił dziesięć usłyszałam głos jakiejś kobiety która krzyczała : wieczorne leki.
Harry wstał i wyciągnął rękę w moją stronę. Złapałam ją i wstałam. Ruszyłam za nim i po chwili staliśmy w kolejce po leki.
***
- Spotkamy się jutro w tym samym miejscu? - zapytał.
- Tak, bardzo chętnie – uśmiechnęłam się.
- To śpij dobrze – przytulił mnie na pożegnanie. Wtuliłam się w niego uśmiechając się pod nosem i po chwili stanęliśmy twarzą w twarz.
- To papa – pomachał mi odchodząc. Nie odpowiedziałam a jedynie pomachałam.

Weszłam do pokoju i położyłam się w łóżku. Spoglądałam w sufit wzdychając. Czułam się przy nim naprawdę dobrze. Tak jakbyśmy wcale nie byli gdzie jesteśmy. Jest naprawdę miły i uroczy. Uśmiechnęłam się przypominając sobie jego uśmiech i położyłam się na boku. Po czasie, zasnęłam z myślą : znalazłam przyjaciela. Ma na imię Harry...

Prolog.

Szłam poboczem ruchliwej ulicy, pośród mijających mnie samochodów. Mój wzrok skupiony był na moich własnych nogach. Co chwilę poprawiałam ramiączka plecaka, przenosząc jego ciężar z jednego ramienia na drugie. Ciepłe wiosenne powietrze rozwiewało moje ciemne włosy, przez co wpadały na moją twarz. Skręciłam w boczną uliczkę prowadzącą na skróty do parku do którego weszłam po paru minutach.
Szłam przed siebie od czasu do czasu rozglądając się za siebie. Skierowałam się do swojego ulubionego miejsca do którego zawsze uciekałam gdy nie mogłam znaleźć spokoju w samej sobie. Przeskoczyłam po kamieniach na drugą stronę dużego oczka wodnego i usiadłam między drzewami opierając się o jedno z nich. Ściągnęłam plecak z moich pleców i wzdychając głośno, wyciągnęłam z niego mój pamiętnik i długopis. Wyrwałam jedną kartkę i położyłam ją na zarysowanej okładce.
Wiele razy poprawiałam trzymanie długopisu nie wiedząc od czego zacząć. Chciałam napisać wszystko dokładnie, nie pominąć żadnego szczegółu i powodu dla którego chciałam to zrobić.
Odrzuciłam kartkę i długopis na bok i wyciągnęłam paczkę papierosów. Chwyciłam jednego i włożyłam go do ust by po chwili go odpalić. Zaciągnęłam się po czym wypuściłam dym.
Zastanawiałam się co właściwie chcę napisać w tym liście. Przeprosiny? Wytłumaczenie?
Pełno myśli kłębiło się w mojej głowie.
Zaczęłam przypominać sobie chwile szczęścia z mojego dzieciństwa. Te chwile w których byłam naprawdę szczęśliwa a uśmiech na moich ustach był szczery i niewinny. Kiedy wstając rano cieszyłam się na kolejne przygody i cenne lekcje.
Zaśmiałam się pod nosem.
- Byłaś naiwna – powiedziałam sama do siebie kręcąc głową.
Prawda jest taka, że kiedy stajesz się nastolatkiem zaczynasz zauważać, że nie jesteś tak dobry jak każdy zawsze ci wmawiał a świat nie jest tak kolorowy jak ci się zawsze wydawało.
Ten cytat był wyryty na moim sercu jak na kamiennej tabliczce.
Zgasiłam papierosa i znowu chwyciłam długopis i kartkę. Nie wiedziałam czy chcę żeby moje pożegnanie było długie czy krótkie. Czy mój ostatni list ma być długi czy krótki.
- Pieprzyć to – szepnęłam i napisałam dużymi literami na kartce
„PAMIĘTAJCIE, ŻE WAS KOCHAM. PO PROSTU NIE MAM SIŁY CIĄGNĄC MOJEGO BEZSENSOWNEGO ŻYCIA. JEST TO MOJE POŻEGNANIE ALE CHCE ŻEBYŚCIE ZAPAMIĘTALI MNIE JAKO WASZĄ UŚMIECHNIĘTĄ MAŁĄ CÓRECZKĘ. KOCHAM WAS. KOCHAM KOCHAM KOCHAM. DO ZOBACZENIA”
Zgięłam kartkę w pół i wcisnęłam ją do koperty na której było napisane: do rodziców.
Wcisnęłam wszystko do plecaka znowu zarzucając go na plecy i przechodząc tą samą drogę, wyszłam z parku i ruszyłam w kierunku mostu.
Samochody przejeżdżały obok mnie. Zatrzymałam się na środku i rozejrzałam dookoła - nie było nikogo. Wyciągnęłam kopertę z plecaka i położyłam ją na chodniku przyciskając kamieniami które znalazłam obok. Oparłam plecak o barierki i wychyliłam się przez nią.
Samochody pędziły ulicą. Tak jak zawsze.
Przerzuciłam nogi po kolei przez barierkę i stanęłam na skraju mostu. Usłyszałam piski zatrzymujących się samochodów. Odwróciłam głowę by zobaczyć jak ludzie wysiadają z samochodów i zaczyna się robić szum.
Spojrzałam w dół a wiatr rozwiewał moje włosy. Trzymałam się poręczy. Słyszałam za sobą głosy:
„nie skacz proszę” „podaj mi rękę” „wezwijcie pomoc”.
Pokręciłam głową z rozbawieniem i odwróciłam się do nich.
- Nie macie po co wzywać pomocy – uśmiechnęłam się do nich i z powrotem spojrzałam w dół – Mi już nic nie pomoże.
***
- Skarbie, prosimy cię, chodź tu do nas – szlochała moja mama.
- Kochanie, wszystko się ułoży, zapewnimy ci najlepszą pomoc – dodał mój tata.
- Nie! Nic się nie ułoży rozumiecie?! Nie chcę tego ciągnąć! - krzyknęłam – Przepraszam was naprawdę – spojrzałam na nich.
Patrzyłam w dół. Zastanawiałam się dlaczego jeszcze nie skoczyłam. Byłam pewna tego co chcę zrobić. Jedyne czego się bałam to chyba upadku.
Jedna z kobiet z pogotowia zbliżała się do mnie.
- Proszę cię, podaj mi rękę – mówiła spokojnie co chwile zmniejszając dystans między nami – Proszę, spójrz na rodziców jak się martwią. Zrób to dla nich – wyciągnęła do mnie rękę.
Wtedy coś we mnie pękło i szybko przeszłam przez poręcz chwytając jej rękę
- Bardzo dobrze – pogłaskała mnie uspokajająco po plecach. Moi rodzice podbiegli i objęli mnie. Moja mama całowała moje czoło i odgarniała z niego włosy.
- Kochanie, będzie dobrze. Mama jest przy tobie – Wtuliłam się w jej szyję a łzy popłynęły po moich policzkach.
- Przepraszam – szepnęłam przez łzy.
***

Siedziałam w karetce. Lekarz świecił mi latarką w oczy, ale ja kompletnie nie reagowałam. Patrzyłam tępo w jeden punkt. Co chwile poprawiałam koc którym byłam owinięta.
- Tak, zgadzamy się na jej leczenie – usłyszałam głos mojego taty.
- Czyli wyrażają państwo zgodę na zabranie jej do szpitala psychiatrycznego dla młodzieży?
- Tak
Moje oczy nagle się rozszerzyły i wstałam szybko wybiegając z karetki i podbiegłam do rodziców.
- Chcecie mnie wsadzić do psychiatryka! Nie chcę tam jechać tato! - płakałam ciągnąć go błagalnie za rękę.

- Pomogą ci tam skarbie – powiedział i pocałował mnie w czoło. Zaczęłam się wyrywać ratownikom którzy ciągnęli mnie do ambulansu. Wyrywałam się w całej siły, ale byli silniejsi. Poczułam ukłucie i nagły stan błogości. Straciłam siły i poczułam jak moje mięśnie robią się miękkie. Moje powieki zaczęły robić się ciężkie i po chwili kompletnie straciłam świadomość.